Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

wtorek, 29 września 2015

Gdańsk

 


    Gdańsk



O Gdańsku zbyt wiele rozpisywał się nie będę bo byłem tam wielokrotnie jak pewnie większość z Was. Wspomnieć jednak muszę, bo były to moje pierwsze odwiedziny w Polsce od kiedy wyjechałem na Erasmusa. Powiem Wam, że to było wspaniałe uczucie znów móc swobodnie mówić w swoim języku i móc przeczytać każdy napis. Ale chodziło też o to powietrze i tych uśmiechniętych ludzi!

Będąc tutaj utwierdziłem się w przekonaniu, że nie ważne gdzie jesteś i co robisz, możesz przeżyć na prawdę fajne chwile i poznać super ludzi.






Gdy wyszedłem z lotniska sam nie wiedziałem do końca co robić i czym jechać. W autobusie biletu kartą kupić nie mogłem a na pociąg nie chciało mi się czekać, ale idąc w jego kierunku trafiłem na samochód wyjeżdżający z parkingu i spontanicznie wypaliłem do kierowcy: Nie chce Pan zabrać autostopowicza? - Okej, dawaj. Kolejny w karierze z tych złapanych w kilka sekund. Po dość krótkiej ale obfitującej w opowieść o linii kolejowej łączącej Gdańsk z lotniskiem (która swoją drogą jest rekonstrukcją linii z 1901 roku!) przesiadłem się w autobus. 






Dopiero tu poczułem polską obyczajowość, zarówno w dobrym i złym tego słowa znaczeniu. Oprócz uprzejmych pasażerów obok mnie zataczał się jakiś pijany facet, a obok siedziała jego - również podchmielona - partnerka. Przypominam, że była niedziela, godzina 13. 
Welcome to Poland pomyślałem.




Podczas tych odwiedzień dowiedziałem się, też, że jeździ tu genialna linia 100 - mały busik, który przejeżda przez ciasne uliczki między kamienicami, potem przez rynek, by na koniec trafić na sam Targ Rybny. Szybkie zwiedzanie miasta za jedyne 1,50 zł.

Co do biletów to wywoływały niemały uśmiech na mojej twarzy, po moich szwedzki przygodach z drogimi przejazdami. A samo to, że płaci się tu za autobus z miasta na lotnisko około 40 razy (!) mniej niż za taki sam kurs tylko, że w Malmö sprawia, że czasem tęsknie jeszcze bardziej.




Po dotarciu do bardzo fajnego High5 hostelu, (który gorąco polecam) ruszyłem na obiad, ale nie znalazłszy niczego fajnego poszedłem do… Biedronki, na prawdziwy zakupowy festiwal. Chciałem korzystając z okazji wziąć prawie wszystko. Na obiad więc, paczka pierogów i to za niecałe 14 koron i wreszcie polskie piwo.





Ten dzień to też kolejne nowe znajomości. Jedząc swoje pierożki usłyszałem „smacznego” z dość brytyjskim akcentem. Jak się okazało był to Roland - Polak, mieszkający od urodzenia w Australii, który przyjechał na 1.5 miesięczne wakacje do Polski, w której od razu się zakochał. Nie mówiąc już o polskich dziewczynach. 

Przypadkowe zagadnięcie przerodziło się w 1.5 godzinną rozmowę na prawie każdy temat; od Polek do Australijek poprzez sport, narkotyki, studia, rodzinę i jedzenie. Im dłużej gadaliśmy tym większe miałem wrażenie, że nadajemy na tych samych falach i znamy się od dawna. 





Roliego spotkałem potem jeszcze raz wieczorem i kiedy powiedział, że zrezygnował z wypadu do Sopotu, a jest przecież sobota i jesteśmy w Polsce, to najbardziej naturalną rzeczą była połówka, która zaraz wylądowała na stole.

A w okół niego całkiem niezła polska ekipa: ja, Roli, pół Polka mieszkająca w Niemczech, Rosjanin mieszkający obecnie w Warszawie, któremu lepiej szło z polskim niż angielskim i chłopak z Austrii i Norwegii. Wielokulturowość pełną gębą, a to wszystko w Gdańsku.





Z tego wypadu na pewno zapamiętam ludzi, których spotkałem i to, że nawet miejsca, które się z pozoru dobrze zna mogą skrywać jakieś niespodzianki, wspomnienia, no i przede wszystkim nowe przeżycia.




Z bananem na japie wylatywałem więc do Eindhoven, z miłą świadomością, że wrócę tu za tydzień, chociażby na chwilę.

(niby miałem się nie rozpisywać, a tu proszę)







Zbliżamy się więc do Holandii...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz