Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

wtorek, 10 listopada 2015

Landskrona


Landskrona







Z Wilna trafiliśmy do Malmö, a tam do niezwykłego hosta z couchsurfingu - Jirki. Ten pół Czech, pół Holender, pracujący w logistyce IKEI i mieszkający tuż przy stacji centralnej ugościł nas najlepiej jak tylko mógł. Po wypadzie do sklepu i zapewnieniu, żebyśmy nie kupowali sobie alkoholu, bo jest go pół lodówki, trafiliśmy z powrotem do apartamentu na 13 piętrze. Jedząc i popijając piwko rozmawialiśmy, a potem przeszliśmy do gwiazdy wieczora - starego, ale odrestaurowanego przez Jirke, automatu do gry w pinballa. Co prawda, za dobrze mi nie szło, ale zabawa super!

Jak trunki to absynt z topionym cukrem


Potem było jeszcze lepiej, gdy nasz host wyciągnął karton z rożnymi alkoholami i zaczęła się degustacja poprzedzająca długą, poważna rozmowę o życiu i ludziach. Było tak miło, że Jirka stwierdził, iż następnego dnia będzie pracował z domu, żebyśmy wszyscy nie musieli się tak wcześnie zrywać. Tak życzliwi, uprzejmi i gościnni ludzie sprawiają, że aż chce się podróżować. Następnego dnia rano po zjedzeniu śniadania i pożegnanie się z naszym cudownym hostem (którego jeszcze kiedyś spotkam), ruszyliśmy do Landskrony, aby dołączyć do wycieczki zorganizowanej przez naszego prowadzącego.



Po półgodzinnej podróży wysiedliśmy na ładnym, ale niezbyt żywym dworcu. Supermarket, muzułmańska żebraczka i majaczaca w tle wieża, którą obraliśmy sobie za cel w nadzieje, iż doprowadzi nas do centrum miasta. Czekał nas jak się okazało długi spacer uliczkami pokrytymi kolorowymi liśćmi.




Małe domy z ogródkami zamieniły sie w budynki szeregowe i bloki co uznałem za znak, iż niedaleko nam do celu. Po kilku przecznicach wreszcie dotarliśmy! Wyłoniła się główna ulica, a tuż za nią ogromny ratusz z placem i dość intrygująca fontanna pośrodku. 





Po paru pozwanych zdjęciach znaleźliśmy muzeum, w którym mieliśmy spotkać się z grupą i opiekunem - Thomasem. W środku czekała na nas kobieta pracująca w radzie miasta, która opowiedziała nam o tym jak wygląda Landskrona i jak się tu wszystko kształtowało. Po dość interesującej prelekcji ruszyliśmy zwiedzać miasto. Pomimo, że zwiedzaliśmy pod kątem urbanistycznym to zobaczyliśmy sporą część miasta. W przemieszczaniu się pomagał autokar, mogliśmy więc sprawnie zobaczyć to co było zaplanowane. Szliśmy tropem osiedli budowanych w kolejnych dekadach drugiej połowy XX wieku. Najpierw lata 50-te, 60-te i tak przez 70-te i 80-te do roku 2000. Wizytę studyjna zakończyliśmy w muzeum fotografii przyglądając się wcześniej fortecy z torem konnym i mały letniskowym domkom, w których podobno czasem nielegalnie mieszkają ludzie. 





Najśmieszniejsze wydarzenie, to gdy zmęczeni pytamy naszego prowadzącego Szweda, czy nie możemy jeździć autobusem i czy musimy iść, na co on odwrócił się do nas i wypalił po polsku ze śmiesznym szwedzkim akcentem: "Trzeba, trzeba".






Landskrona okazała się być bardzo cichym, ale przyjemnym miastem, gdzie królują różnorodne osiedla. Tak samo różnorodni są mieszkańcy, bowiem słyszałem opinie, że jest to kolebka imigrantów, aczkolwiek nie było ich aż tylu, a przynajmniej tego nie dostrzegłem, a miasto zwiedzałem z przyjemnością. Na koniec dobrze było jednak wsiąść do autokaru i wrócić do domu po 5 dniach tułaczki i  podróżowania. Wszędzie dobrze, ale w (drugim) domu najlepiej. 

Let the normal life begin...







WTF #1

WTF #2




Szwecja jesiennieje bardzo, ale to bardzo stylowo







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz