Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

sobota, 23 kwietnia 2016

Take me to Köpenhamn one more time



  Köpenhamn




Z Łodzi pojechałem do domu dosłownie tylko, żeby się przepakować i przespać. Następnego dnia byłem już w Malmö czekając na swojego hosta - Jirkę. Jednak był to tylko przystanek w dalszej drodze. U Jirki nocowały także 3 dziewczyny z Polski, które przyjechały trochę pozwiedzać. W efekcie zostałem namówiony na spontaniczną wycieczkę do Kopenhagi. I nie pisałbym o tym, gdyby nie fakt, że będąc tu już drugi raz, widziałem miasto od praktycznie całkowicie innej strony. Nie wiem ile razy muszę tu jeszcze wpaść, aby móc stwierdzić, że widziałem prawie wszystko. 



11 rano - sobota (rano, jak na sobotę oczywiście). Wsiadamy do audi Jirki i udajemy się na Oresundbridge. Wspaniała pogoda i wspaniałe widoki. Przejazd mostem w takiej formie jest wart te 70 zł, które trzeba za tę przeprawę zapłacić. Trafiamy do Kopenhagi - żywego miasta, pełnego przechodniów i przede wszystkim rowerów. Nie mam pojęcia jak tutejszy kierowcy manewrują po tych wąskich uliczkach pomiędzy tymi wszystkimi rowerzystami. 



Pierwsza atrakcja to ogromny ogród botaniczny z kościołem, fontannami i innymi interesującymi obiektami. 



Następnie swoje kroki skierowaliśmy do portu, gdzie czekał na nas symbol, który każdy musi uwiecznić na zdjęciu - Syrena. Jest ona atrakcją turystyczną od 1913 roku, a pochodzi z bajki Hansa Christiana Andersena o małej syrence, która stała się niekwestionowanym symbolem i celem turystycznym Kopenhagi. 



Idąc dalej trafiliśmy na Amalienborg Slotsplads - gdzie znajduje się 18-to wieczny rokokowy kompleks pałaców z muzeum, gdzie można zobaczyć zmianę warty strażników.

  
Tuż obok, dostrzec można było oś naprowadzającą na stojącą w oddali kopenhaską operę muzyczną.


Tuż potem, idąc nadbrzeżem doszliśmy do kanału i ulicy portowej z wieloma restauracjami i oczywiście - turystami.


Idąc dalej ulicami dotarliśmy do Teatru aby zaraz skręcić w najdroższą i najbardziej ekskluzywną ulicę Kopenhagi - Strøget.



Przemierzając dalej miasto przeszliśmy przez jej najbardziej kontrowersyjną dzielnicę - Christianię -  gdzie teoretycznie dozwolona jest sprzedaż narkotyków, a sama dzielnica wyłącz się spod jurysdykcji Unii Europejskiej.  W pewnej części zabronione jest tam robienie zdjęć, ale dzielnica wygląda jak typowy festiwal, z głośną muzyką, młodymi ludźmi pijącymi alkohol i nie tylko oraz z budkami z jedzeniem. Co ciekawe, wiele ludzi żyje na terenie Christiani, utrzymując się na przykład ze sprzedaży narkotyków. Miejsce co prawda nie zapewnia poczucia bezpieczeństwa, ale jest zdecydowanym must see dla każdego podróżnika będącego w Danii. (niestety nawet nie robiłem zdjęć, bo wolałem chłonąć klimat, ale dodałem kilka wcześniej - tu)



Wracając trafiliśmy jeszcze na ogromną halę z budkami z różnym jedzeniem, od pizzę, przez kuchnię tajską, po burgery. Wszystko oczywiście w kopenhaskich cenach, ale było warto. W zwiedzaniu sprzyjało wszystko: pogoda, towarzystwo, komfort podróży, dlatego też chętnie bym taką wycieczkę powtórzył, gdyż lwia część Kopenhagi wciąż czeka aż ją odkryję. 




A na koniec, tradycyjnie, kilka zdjęć: 













Sobotni kajaking













Na koniec Street Food Market, na chaotycznie: 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz