Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

sobota, 23 kwietnia 2016

Tulcza RO



Rumunia kontratakuje 
 
Tulcea 


Z Kopenhagi przeniosłem się na przeciwległy koniec Europy - bo do Bukaresztu. Wystarczyło 2,5 godziny lotu aby znaleźć się w innej krainie. I nie chodzi mi tu tylko o kilkunastostopniową różnicę temperatury. Wygląd ludzi, samochodów, budynków i ich (nie)umiejętność mówienia po angielsku - wszystko było inne. I choć w samym Bukareszcie nie było tak źle, zbliżamy się do innego miasta.



W Rumunii byłem już dwa razy. Raz udało mi się tam nawet zgubić telefon. Tym razem jechałem na kongres mojego Europejskiego Stowarzyszenia Geografów EGEA do Murigholu - wschodni kraniec Rumunii, ale zanim tam dotarłem czekały mnie jeszcze inne atrakcje. 


Włączając to, że zapomniałem, że jest tu godzina do przodu i musiałem bardzo śpieszyć się na nasz autobus. Na szczęście, pewien Rumun w garniturze zgodził się zabrać mnie swoją Dacią z lotniska na samą stację główną, a do tego poczęstował mnie wodą i wydawał się być na prawdę uprzejmy. Więc pierwsze wrażenie z Bukaresztu - mając na myśli ludzką dobroć - bardzo pozytywne.




Najpierw, organizowaliśmy jako Eastern Regiona Team,  CP Weekend, czyli wydarzenie dla Egeowiczów ze wschodniej Europy, gdzie prowadziliśmy wykłady i warsztaty, aby mogli lepiej odnaleźć się w EGEA. O miejsce wydarzenia zadbała jednostka EGEA z Bukarestu i w taki oto sposób trafiliśmy na dwa dni do rumuńskiej szkoły z internatem w Tulczy. Jednak pominę same mieszkanie tam, koszmarne jedzenie, np. w postaci wielkiej łychy masła na talerzu i tamtejszych Rumunów, dla których, jako mówiący po angielsku - byliśmy największą atrakcją.



Skupmy się jednak na samej Tulczy. Trafiliśmy chyba do najgorszej możliwej dzielnicy, z piszczącą biedą, rozwalającymi się budynkami i facetami spędzającymi całe dnie na ławce z tanim piwem. Kiedy wyrwiemy się już stąd i pójdziemy w stronę centrum miasta będzie już tylko lepiej, prawda? 



I rzeczywiście trochę jest. Docierając do głównej ulicy dostrzeżemy bardzo dużo zieleni, co jest w Rumunii bardzo popularne. Przytłacza oczywiście chaos i czasem opłakany stan socjalistycznych budynków, ale jednak ma to też jakiś klimat.



Żółte taksówki marki Dacia to znak rozpoznawczy rumuńskich miast. Są one tu wszędzie i funkcjonują jako powszechny środek transportu bowiem są bardzo tanie. Czasem, chcąc przejechać z jednego końca miasta na drugi bardziej opłaca się właśnie wziąć taksówkę niż jechać autobusem.  Tym bardziej jeżeli jedzie się w kilka osób. Co prawda, żaden taksówkarz, który nas wiózł nie mówił słowa po angielsku, ale za to każdy miał taksometr, a większość z nich była bardzo uprzejma i uśmiechała się wioząc zachodnich turystów. 



Kolejnym punktem wycieczki było spotkanie z kimś na wzór lokalnego kuratora oświaty, który (z dumą) pokazał nam jedną ze szkół i oprowadził po okolicy, a także zabrał na szczyt góry, gdzie widnieje znany (w regionie :)) napis TULCEA. Ta część zwiedzania była najciekawszym co zrobiliśmy w tymże miasteczku. 



Warto dodać, że nasza 20 osobowa grupa wzbudzała na prawdę duże zainteresowanie szczególnie, że mówiliśmy po angielsku. I tak, podchodzili do nas Rumuni próbując coś zagaić po angielsku, wytykali palcami lub wyglądali z okien. Smutne ale prawdziwe. Dziwnie jest czuć się jak atrakcja w ZOO, wciąż teoretycznie będąc na terenie Unii Europejskiej... 



Dworzec kolejowy Tulcea - mój osobisty faworyt do architektonicznej szkarady roku

Pomimo tego, że w wielu miejscach w tym regionie widać unijne flagi i dumę Rumunów z bycia częścią wspólnoty, to jestem pewien, że niektóre miejsca nie zasługują jeszcze na bycie w Unii. Tak. Nie zrozumcie mnie źle, to wszystko oczywiście kwestia historii, obyczajów ale czasem czułem się jak w jakimś trzecim świecie, dodając do tego jeszcze mentalność niektórych ludzi. Mam jednak nadzieję, że wszystko idzie ku lepszemu. 



Z plusów, bardzo podobały mi się niektóre budynki, które zachowały swój charakter pomimo (na szczęście) odnowy. A jako iście europejski znak, w pamięć zapadł mi duży plac miejski w Tulczy, na którym wiele mogłoby się dziać (a może i się dzieje). 

Najlepsze tulczyńskie liceum

Warto też dodać, że miasto znajduję się nad Dunajem (no dobra - nad odnogą Saint George), dzięki czemu ma duży turystyczny potencjał. Dodając do tego atrakcyjne niskie ceny, warto tu wstąpić będąc przejazdem do lub z Bukaresztu... :)  




Wracając taksówką do ośrodka, koleżanka ze Lwowa spytała mnie czemu robie zdjęcia brzydkich budynków w Tulczy i czemu chcę ją tak negatywnie ukazać. Odpowiedziałem  że ja po prostu robię zdjęcia tego co tu jest, a to, że niektóre rzeczy są brzydkie to naturalny stan tych rzeczy. Oczywiście sam opis jest subiektywny, dlatego zapraszam do obejrzenia zdjęć. 


Edit: po obejrzeniu i dodaniu większości zdjęć z Tulczy, okazuje się, że jednak nie wygląda to tak źle i starałem się nie robić za dużo zdjęć w tej najgorszej dzielnicy, w obawie o telefon. Niech, więc mój lekko negatywny wydźwięk opisu Tulczy kontrastuje z widokami na zdjęciach: 



Szkolna toaleta - dziura w ziemi, tak to wciąż Europa





Jeszcze więcej reklam
















Cerkiew z racji dużej ilości Rosjan mieszkających w tej części Tulczy



Podsumowując: 


:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz