Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

sobota, 3 października 2015

Eindhoven




Eindhoven
Miasto przesiadkowe?



Do Eindhoven wpadłem ponownie ze względu na to, że na tutejsze lotnisko są tanie połączenia, a ja potrzebowałem dostać się na kongres do Holandii, co prawda do innego miasta, ale autostop nie jest mi straszny - szczególnie tu, gdzie idzie dość łatwo.

Tak samo było rok temu, gdy wybieraliśmy się z Majewem i Borysem do Amsterdamu. Polecieliśmy do Eindhoven, potem na autostradę i stopem do Amsterdamu. Teraz było, więc jeszcze łatwiej, przede wszystkim dlatego, że znałem już drogę, którą dostałem się na autostradę. Teraz celem był Utrecht, ale jak się okazało, w Eindhoven byłem jeszcze dwa razy i to w sumie przez ponad 2 dni. 

Pierwszy z nich, znowu przejazdem, w celu zmiany pociągu. Zimny i pochmurny poranek nie pomagał w podziwianiu aspektów tego miasta, a wręcz przeciwnie. Zresztą nawet mój znajomy Holender powiedział, że tu po prostu nic nie ma. Wciąż, więc do Eindhoven się nie przekonałem.




W piątek 25 września kongres dobiegł końca, a ja mając jeszcze dwa dni do lotu do Gdańska - nie miałem zupełnie nic, jeżeli chodzi o nocleg i jakiekolwiek plany. Zdałem się, więc na los. W ruch poszedł internet z Mc Donalda i Couchsurfing. Po wysłaniu kilkunastu próśb o łóżko, kanapę czy choćby materac, udałem się do kawiarni, gdzie zabawiłem kolejne kilka godzin. A miałem (niestety) co robić. W poniedziałek musiałem oddać i zaprezentować gotowy projekt osiedla, a nie miałem jeszcze nic. Siedząc, rysując i popijając kawę, czekałem na wybawienie. 



Po dłuższym czasie i kilkunastu odrzuconych prośbach - wreszcie się udało! Niejaki Bert zgodził się mnie przyjąć. Spokojnie robiłem, więc projekt dalej, a późnym popołudniem udałem się w stronę domu mojego hosta.

Idąc miastem skąpanym słonecznymi promieniami okazało się, że Eindhoven wcale nie jest takie brzydkie. Owszem, widziałem dużo ładniejsze miejsca, ale tu zaczęło mi się na prawdę podobać. 



Majew, Borys - poznajecie? :P

Gdy dotarłem do celu, drzwi otworzył mi łysy 50-cio latek, który okazał się być Bertem. Po przedstawieniu mi swoich dwóch surferów (Borisa z Serbii i Juardado z Meksyku) skierował mnie na górę, gdzie kolejny gość miał mi pokazać pokój. Jak się okazało, tym trzecim gościem był Gleb, chłopak z EGEA, z którym dzieliłem pokój przez 5 dni kongresu! Świat jest mały! Nie mogłem w to uwierzyć, ale wiedziałem, że ten wieczór będzie ciekawy. 

Po chwili siedzieliśmy sobie wszyscy razem przy stole, śmiejąc się i jedząc pyszną zupę przygotowaną przez Berta, popijając zimnymi Heinekenami. Do gromadki dołączyła jeszcze para studentów z Czech, siedzieliśmy, więc sobie w tym polsko-rosyjsko-serbsko-meksykańsko-holendersko-czeskim gronie. Po zupie, którą i tak bardzo się najadłem, Bert przygotował dla każdego z nas po ogromnej misce puddingu, po którym totalnie nie mogłem się ruszać. Kto by pomyślał, że tak się dziś zapełnię.



Nasz host zachęcił nas również do odwiedzenia pewnego wydarzeniu kulturalnego, które miało miejsce na rynku w Eindhoven, więc po ubraniu się byliśmy już na mieście. Gdy dotarliśmy do celu, zobaczyliśmy ogromną scenę i jeszcze większe zbiorowisko Holendrów, w każdym przedziale wiekowym (z wyraźną przewagą tych 50+).



Jak się okazało, było to wielkie święto miasta, gdzie ludzie tańczyli, rozmawiali i śpiewali, wspomagając się zimnym piwem z baru. Dopiero tutaj poczułem prawdziwy imprezowy klimat i całkowicie wsiąkłem w panującą tu atmosferę. A kolejne piwka tylko pogłębiały ten stan. Ciężko mi to opisać słowami, ale czułem się wspaniale śpiewając melodyjne klasyki, jak i próbując śpiewać holenderskie piosenki.




Najlepsze było w tym to, że tego samego dnia rano nie miałem pojęcia, że ten dzień skończy się w tak zaskakujący sposób.

Następnego dnia obudziwszy się o 12 dotarło do mnie, że jestem w pustym mieszkaniu w Holandii, tuż po bardzo dobrej zabawie poprzedniego wieczora. No dobra mieszkanie było prawie puste, bo oprócz mnie był w nim jeszcze Juardado, który u Berta na Couchsurfingu zatrzymał się na trochę dłużej - do czasu, gdy znajdzie swoje mieszkanie, w którym będzie mieszkał w czasie studiów. 


Tak, nasz host Bert wyjechał na weekend zostawiając nam puste 3-piętrowe mieszkanie. Zadziwiło mnie to całkowite zaufanie Holendra do prawie obcych mu ludzi. Oprócz tego dał mi jeszcze dostęp do komórki z rowerami i sprawdził autobusy na lotnisko zapisując wszystko na kartce. 


Gdyby tylko nie ten projekt na pewno porobiłbym wiele ciekawych rzeczy. Niestety nie tym razem, ale właściwie było to to, czego potrzebowałem - cichy, ciepły kąt, gdzie mogę popracować. Juardado też musiał cały dzień pisać esej, więc siedzieliśmy tak sobie przy stole popijając piwko i żartując od czasu do czasu. 


Dzień, który zaczął się popołudniu, szybko się skończył i żegnając się z Guerrem w niedzielę rano wyruszyłem na lotnisko, dziękując zarówno mu, jak i Bertowi (w postaci listu). Bardzo miło będę wspominał pobyt w Eindhoven i jeżeli tam jeszcze wrócę to na pewno do Berta! 






A tymczasem ostatnia część tripu już niebawem…



Ale zanim to...









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz